Blog dietetyczny,  Wpisy o dietetyce

Otyłość i bodypositive – czy to może być zdrowe?

W mojej praktyce dietetyka średnio raz na tydzień mam przemyślenia dotyczące ruchu bodypositive i zdrowia. Spotykam różnych pacjentów, którzy znajdują się w różnych sytuacjach życiowych, ale pojawiają się oni u mnie z jednego powodu – chcą poczuć się lepiej we własnej skórze (i przy okazji jakoś zredukować ten IBS, tę niedokrwistość, kamienie nerkowe, czy cokolwiek, co utrudnia funkcjonowanie). I czynnik wyglądu jest tutaj najważniejszy. Wydaje mi się czasami, że zdrowie jest mniej ważne od samego poczucia kontroli masy ciała. Zdrowie jest dodatkiem do ciała, czymś, co należy zreperować, kiedy zawodzi i uratować, kiedy już zawiodło. Nie jest bezpośrednio z ciałem związane, raczej czymś na papierze w wynikach krwi; jest enigmatycznie ukryte w wysokich liczbach przy TSH, strzałce skierowanej w dół przy HGB, wysokiej prolaktynie u młodych, nie będących w ciąży dziewczyn. To tylko papier.

To nie jest tak dojmujące, jak 100 kg na wadze.

Czy jak określenie wskaźnika tłuszczu na poziomie 40%.

To tak nie boli, jak 110 cm w pasie. Miarka, którą mierzę pacjenta musi być dla niego zimna, a moment, gdy mówię o centymetrach w pasie musi być okropny i wstydliwy.

I ja widzę w oczach moich pacjentów, że moment wchodzenia na wagę jest dla nich przerażający. Bardziej niż podanie mi pliku kartek z morfologią, czy wynikami hormonów (nawet jeśli jest ŹLE). Bo to tylko papier. Pół biedy, jak układam dietę przez internet – proszę wtedy o wypełnienie kilku punktów w ankiecie – wysokość, wzrost, masa ciała, obwód w pasie, obwód w biodrach. To jest takie neutralne (?); wydaje mi się, że mniej stresujące dla pacjentów.

I to wszystko prowadzi mnie do jednej konkluzji – czy osoba, która nie dba o siebie może mówić, że ma do siebie szacunek?

 

Szacunek

Wyobraź sobie bliską Tobie osobę – partnera, matkę, dziecko, przyjaciółkę, którą przyłapujesz na zachowaniach związanych z zaburzeniami odżywiania. Masz tę osobę? Ok, świetnie. Wiesz, że ta osoba ma problemy z jedzeniem. Nie je w ogóle, albo je pod kurek – to takie wszystko, albo nic. Widzisz, jak ta osoba rano powoduje u siebie ogromną hipoglikemię i zapija to wszystko hektolitrami kawy. Wiesz, że poci się, potem ma tachykardię, a potem bradykardię, a potem to już nie wiadomo, co ma. Jest blada, mdleje. Ma spowolniony metabolizm, nie je, bo boi się, że przytyje. Martwisz się o nią. Okropnie się martwisz i próbujesz jej wytłumaczyć, że nie tędy droga. Ona dzielnie odpowiada, że przecież je i na pokaz zjada przy tobie kanapkę, a potem jak już widzi, że cię udobruchała, jeszcze 5 kanapek. I poprawia dwoma batonikami, a na bardzo późną kolację zamawia pizzę z podwójnym serem. Potem ciężko jest jej się wyspać, a spowolniony metabolizm robi swoje – tkanki tłuszczowej nie ubywa, ale przybywa.

Martwisz się o nią, prawda? Bardzo? Gdybyś był na jej miejscu, to czy zrobiłbyś sobie coś takiego?

Słyszę odpowiedzi “no, nie, oczywiście, że nie, no jak to tak?”

I część z tych osób właśnie sobie to robi. Dokładnie to, albo dużo gorsze rzeczy, niekoniecznie zawsze związane z otyłością. Podam kilka przykładów.

Wymuszanie wymiotów. Napadowe jedzenie. Brak aktywności fizycznej. Głodzenie się dietami 1000 kcal plus wyniszczające treningi. Brak kontroli lekarza. Branie leków na własną rękę. Mieszanie dziesiątków suplementów bez wiedzy o ich działaniu. Alkoholizm. Nikotynizm. Ortoreksja. Anoreksja. Bulimia.

Twoje ciało prawdopodobnie prosi cię o to, żebyś przestał. Prawdopodobnie prosi od kilku lat. Ale go nie słuchasz, czy to jest szacunek do siebie? Czy szacunkiem do siebie jest świadome, codzienne zatruwanie swojego organizmu przez alkohol i papierosy? Czy szacunkiem do siebie jest posiadanie 30 nadprogramowych kilogramów wynikających z okropnych zaniedbań swojego ciała?

I pewnie mnie zaatakujesz, że przecież powinniśmy się szanować tacy, jacy jesteśmy. Na pomoc przychodzi ruch bodypositive, który nakazuje siebie kochać takiego, jakim się jest.

Powiem ci coś – ja się z tym zgadzam, ale tylko w połowie. Zaraz wyjaśnię, dlaczego.

 

Zdrowe Bodypositive?

Ruch bodypositive jest obecny także w Polsce. Z zachwytem śledzę strony takie jak ciałopozytyw, Dziewuchy Dziewuchom, czy Babki z Piersiami. Są rzeczy, na które absolutnie nie mamy wpływu, a które są stygmatyzowane – od takich jak kształt nosa czy wzrost po dużo bardziej dojmujące, takie jak kalectwo, niepłodność czy orientacja seksualna (udowodniono badaniami, że orientacja seksualna jest warunkowana genetycznie).

No i co?

No i nikomu nic do tego!

Można to zaakceptować i kochać siebie takiego, jakim się jest – na tym właśnie polega ruch bodypositive – na dostrzeganiu piękna w swoim ciele, pomimo, że nie mieści się ono w ogólnie przyjętych “kanonach”. Jest to popularyzowanie naturalnego wyglądu, unikanie dopasowywania się do wyśrubowanych norm współczesnych wymagań społecznych. Normą w bodypositive jest naturalizm i szacunek do ciała. Pochwała zdrowia.

W ruch bodypositive włączają się też osoby z nadwagą i otyłością, bo czują się (i są, czego nie pochwalam) stygmatyzowane przez społeczeństwo jako te niepasujące do “kanonu”. Wszak sylwetka uznawana dzisiaj za piękną to szczupła i wysportowana sylwetka, z czym walczą modelki plus size, działaczki środowiska pro-kobiecego, czy nawet…ja. Dla mnie każda sylwetka jest piękna, ale niekoniecznie zdrowa. I o tym trzeba mówić głośno.

Ja to szanuję, że ktoś jest otyły.

Ale tego nie pochwalam.

Jako dietetyk zajmujący się dietoterapią i dietoprofikatyką pochwalam zdrowie, długie życie z ograniczeniem farmakoterapii i ze sprawnością ustroju aż do końca. Może to zabrzmi strasznie, ale jako dietetyk chciałabym, aby moi pacjenci umierali bardzo staro i, zwyczajnie – ze starości – a nie, na przykład, na zawał serca. Zachowanie zdrowia polega na szacunku do swojego ciała. Polega też na sprawieniu, aby ciało nie było wystawione na stresowe sytuacje takie jak brak ruchu, wahania glukozy we krwi i jedzenie wysoko przetworzonych produktów, które powodują stany zapalne w organizmie i procesy nowotworzenia. A to są problemy, które dotyczą osób otyłych.

Nie mogę pochwalić tego nurtu bodypositive, które zachwala chorobę i brak szacunku do samego siebie. Bo to paradoks.

Otyłość to choroba, powodująca w skrajnych wypadkach śmierć. Choroba, która przejmuje twój metabolizm dzień po dniu, a później zaczyna kontrolować twój apetyt, głód, hormony i zabierać ci tlen z ustroju. Choroba, która zniszczy twoje stawy, sprawi, że wykształcisz sobie zespół metaboliczny bądź cukrzycę, sprawi, że będziesz musiał skorzystać z pomocy psychologa i brać dużo leków. Czy tego właśnie chcesz?

Kochasz swoje ciało?

Jeśli je kochasz, to nie pozwól, żeby cierpiało przez twoje wybory. Spraw, żeby było sprawne i piękne. Nawet jeśli teraz zmagasz się z nadprogramowymi kilogramami, to nie pozwól, aby ruch bodypositive wmówił ci, że możesz biernie patrzeć na postęp swojej choroby. Możesz być otyły, ale pamiętaj, że hashtag #bodypositive nie uchroni cię przed chorobami serca i nie sprawi, że faktycznie – wewnątrz ciebie – twoje organy zaczną lepiej pracować.

Ta kampania społeczna jest niezwykle ważna, ale musi być ona traktowana świadomie, a nie bezrefleksyjnie. Ja wierzę w to, że jeśli jakakolwiek osoba otyła to czyta, to w tym właśnie momencie stwierdzi, że chce zacząć siebie szanować i traktować swoje ciało poważnie. I wiem, że można się zasłaniać polimorfizmami genów, czy grubymi kośćmi, ale otyłość w 99% przypadków wynika z zaniedbania swojego ciała. I to jest ok! Wiesz dlaczego? Bo da się to uratować! Da się to zmienić i żyć dłużej. Wiesz, że zapadalność na choroby cywilizacyjne oraz oczekiwana długość życia w grupie osób które nigdy nie były otyłe i grupie osób, które zmagały się z otyłością i schudły, jest praktycznie taka sama? Jest o co walczyć! O najważniejszą na świecie dla ciebie, jako człowieka wartość – o siebie, o swoje życie.

Nie ma nic za darmo – świadomość często boli. Chudnięcie nie jest łatwe. I jeśli ktoś ci powiedział, że jest inaczej, to cię okłamał. Lansowanie przez dietetyków mody na zdrowe słodycze, cheat-day w popularnych sieciówkach z fastfoodami tylko po to, żeby zbliżyć się do swoich odbiorców, jest…niemoralne. Bo nie każdy ma tak silną wolę i warunki metaboliczne, żeby nawet raz na jakiś czas zjeść coś w maku. Wszystko zaczyna się w głowie, a społeczne przyzwolenie na chaos w żywieniu i pochwalanie ryzykownych zachowań, jest tanie i krzywdzące dla osób walczących. Wystawianie takiej osoby na pokusy nikomu jeszcze nie przyniosło efektów; no chyba, że mówimy o treningu silnej woli.

 

Liczy się wynik, Pani Zuzanno

– Pani Zuzanno, mam niedoczynność i insulinooporność.  Ja próbowałam diet, ale nie mogę schudnąć.

– Co pani chce osiągnąć tą dietą, którą pani ułożę? – tutaj jeszcze mam nadzieję, że czynnik zdrowotny będzie najważniejszy.

– Schudnąć chcę przecież, niech pani na mnie spojrzy… – Pani patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczami, jakby nie rozumiała, dlaczego dietetyczka pyta o coś takiego.

I ja wtedy patrzę, mimo, że mam już wszystko zapisane i już wszystko wiem. W tym przypadku też chodzi tylko o wynik, a nie o parametry krwi, zmiejszenie dawki leków, czy zmianę nawyków żywieniowych. Wiem już, że muszę kolejny raz powiedzieć to samo.

– Jest Pani piękna i schudnie pani, ale to będzie tylko efekt uboczny zdrowienia. Zdrowie zaczyna się w głowie. Razem damy radę, tylko najpierw proszę powiedzieć mi…czy ma Pani do siebie szacunek?

Walczcie o siebie i nie dajcie sobie wmówić, że warto być chorym. Bo nie trzeba.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.